Pisząc o „Piratach 7 mórz” nie sposób nie zacząć od innego tytułu - „Statki, łupy, kościotrupy”. Niestety moje porównanie po kilku rozgrywkach wypada na niekorzyść „Piratów”. Co nie znaczy oczywiście, że „Piraci” nie mają swoich mocnych stron. Szkoda tylko, ponieważ mogłoby być ich znacznie więcej, bo potencjał jest ogromny! Ale może zaczniemy od krótkiej historii? :)
Piraci, jak to piraci - starają się wzbogacić. W tym celu plądrują, zdobywają towary i walczą z tymi, którzy mogliby im zagrażać. A wszystko to dzieje się na siedmiu morzach. Otwierając pudełko gry aż poczułam słony zapach morskiego powietrza, wiatr na policzkach i ten zew przygody! To akurat była reakcja natychmiastowa, bo twórcy zadbali o klimat tak, jak rzadko to się twórcom zdarza. Gra jest piękna. Grafiki, które cieszą oko, metalowe i kolorowe pudełko, które aż przyjemnie się trzyma w dłoni. Widać, że tej części gry zostało poświęcone dużo czasu, że naprawdę element graficzny jest na najwyższym poziomie. Jeśli chodzi o wygląd, to na ten tytuł zwróci uwagę każdy wzrokowiec, bo nie sposób przeoczyć czegoś tak ładnego. Ale szkoda, że za tą pięknością nie idzie przyjemność z rozgrywki. Chyba już wiem, jak się czują mężczyźni, którzy zagadują do pięknej kobiety, a potem okazuje się, że nie mają z nią o czym rozmawiać.
Co mnie tak rozczarowało? Mechanika, która jest nudna z powodu prostoty. Graczom tak naprawdę opłacają się dwie-trzy akcje (sprzedaży, dobierania kart i wyprawy), a resztę można określić mianem dodatku lub konieczności, bo często jest tak, że niektórymi ruchami blokujemy sobie karty. To sprawia, że mamy mało zabawy, a sama rozgrywka - choć powinna trwać godzinę - na więcej niż dwie osoby ciągnie się w nieskończoność.
Co do zasad. Faktycznie są one proste, chociaż próg wejścia jest wysoki. Szczerze mówiąc zdziwiłam się czytając niektóre recenzje, ponieważ jak dla mnie instrukcja jest napisana niezrozumiale. Tak, jakby ktoś bardzo mocno chciał wszystko wyłuszczyć, ale po drodze nie zaznaczył pewnych elementów. Oczywiście, kiedy już się zrozumie, co autor miał na myśli, to okazuje się, że zasady są banalne. Jednak przebrnięcie przez instrukcję to inna sprawa. Może warto tu zaznaczyć, że rzeczywiście zaczęłam się martwić o moje czytanie ze zrozumieniem, ale pozostali gracze byli tak samo zdziwieni na początku. I chyba warto w tym momencie opisać pokrótce postaci, którymi się posługujemy: cieśla okrętowy - pozwala na zakup dodatkowych statków do floty, gubernator - umożliwia zostanie korsarzem jednego z 4 państw i funduje nam nową flotę,
kapitan - umożliwia przeprowadzenie ataku na karawany kupieckie, wyspiarka - wskazuje nam drogę do nowego portu, szaman - przeprowadza magiczne rytuały rzucając klątwy na innych graczy, kupiec - skupuje od nas zrabowane towary i kartograf - pozwala na dobranie nowych kart ze stosu.
Jak dla mnie najbardziej sensowny jest kapitan, dzięki któremu możemy przeprowadzić atak. A ten akurat mechanizm bardzo mi się spodobał. najpierw rzucamy konkretna i zależną od sytuacji liczbą kości, a potem mierzymy odległość między nimi i porównujemy wartości. To jest naprawdę ciekawe! Na pewno wiele do wnosi do „Piratów”. Choć z drugiej strony niektórych graczy może drażnić totalna losowość tego działania. Mi to akurat nie przeszkadzało, bo coś się działo i przerywało monotonię w stylu: teraz swoją funkcję wykonuje ta rola, a potem, proszę państwa, idziemy dalej.
Jestem jednak pewna, że są osoby, którym „Piraci” przypadną do gustu i dla których mechanika ta będzie idealnym rozwiązaniem. Może po prostu jest gra mocno familijna, dlatego nie odnalazła się w moich klimatach.
Cóż na koniec? Chyba tyle, że piraci może i wojują na tych siedmiu morzach, ale mojego serca nie zawojowali. A szkoda.
Ewelina Zdancewicz-Pękala
e.zdancewicz@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez