Po tym, jak studio Supermassive Games stworzyło „Until Down” na PS 4, nie mogłam się doczekać ich kolejnej produkcji w tym stylu. Dlatego kiedy tylko pojawiły się pierwsze zapowiedzi gry „Hidden Agenda” po prostu wiedziałam, że muszę to mieć. „Until Down” zauroczył mnie swoją mechaniką decyzji oraz genialnym klimatem przemyślanego horroru do tego stopnia, że zagrałam w ten tytuł 7 razy z różnymi zakończeniami (bo tylko dwa, czyli zabij wszystkich i nie zabijaj nikogo to trochę zbyt oczywiste opcje).
W każdym razie spodziewałam się więc, że „Hidden Agenda”, czyli imprezowy kryminał w mrocznym klimacie, który również opiera się na systemie wyborów, zauroczy mnie równie mocno. I nie przeliczyłam się! Od momentu, w którym dostałam klucz recenzencki ograłam ten tytuł już trzy razy. A to nie koniec, bo aplikacja w telefonie tylko czeka na nową ekipę do gry i ponowne użycie.
Żeby nie było: tytuł ma swoje minusy, ale myślę, że „Hidden Agenda” podbije serce każdego gracza. Bo, najkrócej mówiąc jest to dobry, przemyślany i regrywalny tytuł z bardzo dobrą grafiką i tak świetnie oddanym klimatem, że tylko sam „Until Down” może z nim konkurować (nie, jest jest to tekst reklamujący Supermassive Games - ci goście robią po prostu świetną robotę).
Tym razem postawili nie na horror, a kryminał/thriller detektywistyczny.
Maksymalnie szóstka graczy stara się rozwiązać zagadkę seryjnego mordercy, który znany jest jako Wnykarz - psychol, który nie tylko zabija swoje ofiary, ale też zakłada pułapki na tych, którzy próbują uratować niewinnych ludzi. Albo kiedy po prostu starają się zbadać ciało, w momencie w którym na akcję ratunkową jest już za późno. W tej grze decydują wszyscy. I to od powziętych decyzji zależy, jak potoczy się fabuła gry. Każda nasza decyzja ma znaczenie (przypomina się efekt motyla z „Until Downa”, prawda?). Liczą się nawet tak drobne sprawy jak fakt, czy wejdziemy do jakiegoś pomieszczenia przez drzwi frontowe czy też najpierw rozejrzymy się po okolicy.
Oczywiście gracze mogą się ze sobą nie zgadzać. Wtedy mogą wykorzystać tzw. przejęcie, czyli opcję, która gwarantuje im decyzyjność w danym momencie (chyba, że ktoś inny im to przejęcie zabierze swoim przejęciem - dzięki temu gra jest emocjonująca, jeśli chcemy, żeby wszystko poszło po naszej myśli. A to ważne!).
Mowa o tym, że gracze decydują; pora powiedzieć o tym, jak to robią. Otóż do tego potrzebne są po prostu ich smartfony, bo „Hidden Agenga” posiada odpowiednią aplikację (jest darmowa, waży 120 Mb) i używa systemu PlayLink. To wielki plus dla gry, bo dzięki temu do rozrywki na PS 4 możemy przekonać nawet tych, którzy nie potrafią obsługiwać pada.
W „Agendzie” przejmujemy kontrolę nad dwiema bohaterkami: detektyw Becky Marnie oraz prokurator Felicity Graves. Ich postacie, podobnie jest wszystkie w grze, są świetnie skonstruowane i przemyślane. Naprawę widać, że ich charaktery to starannie wypracowane dzieło, a nie... dzieło przypadku. Postacie są po prostu spójne i prawdopodobne; nie czuć w nich nic naciąganego czy fałszywego. No i jak przyjemnie się na nie patrzy! Grafika „Hidden Agendy” to coś, nad czym mogę się rozpływać. Najdrobniejsze szczegóły są tu starannie dopracowane: czy to krople deszczu czy nawet pory skóry na twarzy Becky. Ale żeby nie było tak słodko: w niektórych momentach gra „nie nadąża” i mocno widoczne jest wczytywanie tekstur. To raz. Dwa, że podczas rozgrywki aplikacja kilka razy przestała odpowiadać - nie tylko u mnie. Łatwo dołączyć z powrotem do gry, ale w jednym przypadku doszło do takiego zacięcia, że trzeba było zaczynać nową rozgrywkę.
Kompletne „wyłączenie” z aplikacji przydarzyło mi się w trybie fabularnym. Bo Hidden Agenda posiada dwa tryby: rywalizacji i fabularny właśnie. W fabularnym gracze po prostu starają się rozwikłać zagadkę i działać tak, żeby złapać mordercę. W trybie rywalizacji jest znacznie ciekawiej, bo gracz mają swoje ukryte motywy (dostają je podczas gry) i mają za zadanie dążyć do ich realizacji. Dlatego właśnie tak przydatne są zagrania przejęcia decyzji. Karty przejęcia zdobywamy m. in. dzięki swojej spostrzegawczości i szybkości. Im sprawniejsze mamy place, tym więcej zdobędziemy zagrań. Ale przeszkadza w tym fakt, że responsywność sterowania jest obniżona (sprawdziłam: wszyscy gracze mieli ten sam problem). Bo o ile palce moich współgraczy nadążały najeżdżać na odpowiednie przedmioty przez smartfony, a tyle aplikacja nie nadążała tego wykrywać. Bywało to frustrujące.
I na koniec: jest tylko jedna rzecz, do której ciężko się na początku przyzwyczaić. W codziennym życiu często patrzymy na swoje smartfony. Tu lepiej tego nie robić, tylko skupić się na ekranie. Po prostu przyjąć, że efekty naszych działań widać na tym większym ekranie (a przyzwyczajenie jest jednak takie, że jeśli robimy coś na komórce, to przecież patrzymy na komórkę). A jeśli już chcemy koniecznie gapić się w smartfon, możemy użyć pauzy i poczytać życiorysy, które aktualizują się w trakcie gry. Fajna opcja! Cała gra, włącznie z ogarnianiem tych informacji zajmuje ok. 2 godzin. Ja spędziłam z nią już trochę więcej czasu, a nie planuję na tym poprzestać.
I chyba „Hidden Agendę” najlepiej podsumować krótko: polecam. Po prostu.
Ewelina Zdancewicz-Pękala
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez