Oto „The Elder Scrolls V: Skyrim VR”. Wobec tego tytułu na PlayStation 4 miałam wysokie oczekiwania. W końcu przemierzanie tych pięknych, znanych już fanom „Skyrima” miasteczek, a przede wszystkim podróż przez górskie szlaki w poczuciu całkowitego zanurzenia w tym świecie miało być epickie. Ale nie było.
Nie wiem, czy wielu graczy tak robi, ale mi zdarza się specjalnie odkładać ogranie tytułu, jeśli wiem, że może mnie całkowicie wciągnąć. Po prostu wtedy nie lubię przerywać i wolę poczekać na kilka dni wolnych, żeby w pełni cieszyć się dobrym tytułem. Ze „Skyrimem”, na bazie poprzednich doświadczeń, poczekałam. I trochę przykro, że rozczarowanie przyszło już praktycznie w pierwszych minutach gry. Mogłam nie czekać.
Pod względem fabuły „The Elder Scrolls V: Skyrim VR” oczywiście nie różni się od tradycyjnej wersji gry i zabiera nas w podróż do genialnego świata, który staje w obliczu zagrożenia ze strony smoków i stojącego na ich czele Alduina. Wcielamy się w jednego z ostatnich Dovahkiinów, czyli istot władających językiem smoków. Ze względu na VR zmieniony został oczywiście system walki.
Celujemy poruszając głową, a walczymy machając kontrolerami Move oraz także się nimi obracając. Nic prostszego, ale właśnie to daje graczom pole do oszukiwania gry. Tak naprawdę nie liczy się siła ani zamach. Na dobrą sprawę możemy lekko dźgać kontrolerem powietrze, a nasz przeciwnik obrywa tylko dlatego, że został dotknięty wirtualnym mieczem. To dobra opcja do poćwiczenia rąk przed przygotowaniem i posiekaniem sałatki. Choć z drugiej strony potrafi być naprawdę zabawnie, jeśli ktoś jest z nami w pokoju, bo wygląda to mega komicznie. Cóż, łatwo jest wykończyć przeciwników w tym „Skyrimie”.
Moja druga największa bolączka i zawód to grafika gry. Zupełnie inaczej to wygląda na materiałach promocyjnych, a zupełnie inaczej po założeniu gogli. Żeby nie było: rozumiem, że jeszcze VR nie zaoferuje nam tak wysokiej jakości jak powiedzmy najnowsza część „Wiedźmina”, bo chodzi tu też o dobre samopoczucie graczy. Ale naprawdę miewałam lepsze doświadczenia VR, w których grafika wyglądała lepiej. Tutaj twórcy mocno ją cofnęli. Pikseloza aż bije po oczach. Zawsze zwracam uwagę na elementy takie jak woda czy śnieg, bo na nich najlepiej widać jakość grafiki; wystarczy, że powiem, że w tej wodzie zanurzyć się nie chciałam.
Idąc dalej. Po jakimś czasie nie chciałam w ogóle w świecie „Skyrima” chodzić, bo po prostu dopadła mnie choroba symulacyjna. W grze możemy ustawić jeden z dwóch trybów poruszania się; normalne chodzenie (to preferuję) oraz teleportacja (tego nie znoszę). Choć gdybym ustawiła teleportację, byłoby mi lepiej.
Fajnie było wrócić do tej historii, fajnie było w to zagrać w inny sposób. I bywały chwile, że naprawdę mi się chciało dalej chodzić po tym niezwykłym świecie (jednak zarżnięcie kogoś naprawdę machając rękami jest satysfakcjonujące!). Ale same momenty to za mało, żeby zarekomendować „Skyrim VR”, tym bardziej, że nie jest to tania gra. Więc zamiast ją polecać, napiszę na koniec tylko jedno: raczej nie będzie to flagowy tytuł 2017 roku.
Nasza ocena 5/10
Ewelina Zdancewicz-Pękala
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez