Długo oczekiwana i kilkukrotnie przesuwana premiera „Torment: Tides of Numenera”, u niektórych podsycała głód i rozwijała wyobrażenie o tytule, a u innych zaś budziła wątpliwości czy dzieło inXile Entertainment faktycznie, chociaż w drobnym stopniu, dorówna „Planescape: Torment”.
Na szczęście studio stanęło na wysokości zadania i na koniec lutego gra trafiła do sprzedaży zarówno w wersji na PC, jak i konsole PlayStation 4 i Xbox One. Zaledwie kilka godzin rozgrywki wystarczyło, by jasno i wyraźnie stwierdzić, że warto było czekać.
Akcję gry inXile osadziło w nowym, Dziewiątym Świecie uniwersum Numenery, stworzonym przez Montego Cooka — legendarnego projektanta i twórcę gier fabularnych. Numenera to świat łączący w sobie elementy science fiction, fantasy i „postapo”, w którym poza nowoczesnymi zdobyczami cywilizacji można napotkać tajemnicze ślady i pozostałości po poprzednich epokach.
Właśnie w ten dziwny i enigmatyczny świat, spadamy jako Ostatni Porzucony, „dziecko” lub jak kto woli „efekt uboczny” działań Pana Wcieleń — któremu udało się pokonać śmiertelność, poprzez przenoszenie swojej świadomości do kolejnych ciał. Ciał, które po opuszczeniu przez swojego Pana, stawały się bytem takim jak my. Spadając z nieba trafiamy do miasta zwanego Klifami Sagusa, które będzie początkiem naszej podróży. Jej celem jest znalezienie sensu swojego istnienia i prawdy o tajemniczym bycie, znanym jako Rozpacz.
Postać Ostatniego Porzuconego i jego historię, poznajemy dzięki wspomnieniom z poprzednich wcieleń Pana. Natomiast nasze postępowanie i decyzje, które podejmujemy w trakcie podróży, kreują i definiują naszego protagonistę. Już pierwsze kroki i kontakty z towarzyszami podróży pokazują, że wędrówka będzie usiana licznymi dylematami moralnymi oraz wyborami, których efekty nie zawsze okażą się takie jak się spodziewaliśmy.
Interesujące jest to, że niekiedy porażka może dostarczyć ciekawszego obrotu spraw, niż efektowne zwycięstwo. Tym samym w trakcie rozgrywki bardzo dużo uwagi przykładać będziemy nie tyle do samej walki odbywającej się w trybie turowym, co do uważnego czytania licznych i obszernych opisów.
O ile drobna pomyłka przy wyborze naszej reakcji nie spowoduje większych problemów, o tyle niekiedy może pomóc w bezkonfliktowym rozwiązaniu wielu sytuacji. Ilość opisów oraz okno tekstowe zajmujące pół ekranu niektórych może przytłoczyć, jednak fenomenalne polskie tłumaczenie, skutecznie osładza każdą chwilę poświęconą na przewijanie kolejnych linijek.
Olbrzymim urozmaiceniem jest dubbing, przygotowany przez wydawnictwo Techland. Kwestie lub narracja prowadzona głosami Piotra Fronczewskiego i Andrzeja Blumenfelda dodatkowo wciągały w klimat gry — niestety sądzę, że było ich trochę zbyt mało.
W zależności od naszych wyborów i dobieranych umiejętności, „Torment: Tides of Numenera" można przejść niemal bez żadnej potyczki. Sam w większości przypadków, decydowałem się na drobny podstęp lub umiejętne załagodzenie sporu, niż otwartą bitkę.
Jeśli już jednak zdecydujemy się na siłowe rozwiązanie problemu, w trakcie turowej walki możemy korzystać nie tylko z przedmiotów znajdujących się w naszym ekwipunku, ale i wykonywać specjalne akcje. Istotnym elementem jest przede wszystkim dobranie odpowiedniego typu postaci oraz wykonywanie przemyślanych ruchów, do których potrzebujemy specjalnych punktów: siły, szybkości lub intelektu.
Duże wrażenie robią też intrygujące lokacje Numenery, które niekiedy mogą zaskoczyć swoją objętością, innym razem nietuzinkowymi konstrukcjami lub przedmiotami. Oczywiście natrafiłem na kilka „biedniejszych" miejscówek, jednak zdecydowana większość z nich stanowiła ciekawe tło dla fabuły. Podobnie prezentują się stwory i postacie spotkane w trakcie rozgrywki.
O ile niemal wszystkie posiadały wyjątkowe historie, o tyle pod względem graficznym, kilku zabrakło większego dopracowania. Grając na PC, na przestrzeni całej przygody w „Torment: Tides of Numenera", nie napotkałem żadnych problemów z intefejsem ani na glitche.
Do ogrywania produkcji inXile Entertainment zasiadłem jako laik z zakresu klasycznym RPG-ów. Podjąłem się tego by sprawdzić, czy mimo zmiany pokoleniowej i różnicy w trendach panujących obecnie w świecie gier, casualowy gracz będzie w stanie zrozumieć istotę tego typu gier. „Torment: Tides of Numenera" okazał się prawdziwą perełką, która zauroczyła mnie już samym wprowadzeniem i to uczucie utrzymało się aż do końca.
Nie ukrywam, że dużą rolę odegrało w tym polskie tłumaczenie i dubbing przygotowany przez Techland. Pozwoliło mi to o wiele bardziej zagłębić się w niesamowitą historię i po części zrozumieć istotę pytania „ile jest warte jedno życie?”. Wielbicieli tego typu gier nie zachęcam, bo dzieło inXile to dla nich pozycja obowiązkowa. Jednak wszystkich tych, którzy do tej pory nie mieli okazji zasmakować podobnej produkcji, zdecydowanie polecam „Torment: Tides of Numenera".
Jakub Rećko
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez