Podczas wczorajszej (6.01) konferencji CES w Las Vegas włodarze serwisu Netflix poinformowali, że ich usługi wchodzą na rynki kolejnych kilkudziesięciu krajów, w tym Polski. Wiadomość dla fanów telewizji na życzenie wspaniała, jednak nie do końca satysfakcjonująca. Dlaczego?
Chcąc korzystać z Netflixa trzeba najpierw zarejestrować się na ich stronie. I tutaj pojawia się pierwszy problem dla tych, którzy z angielskim są na bakier, ponieważ strona nie została jeszcze przetłumaczona na język polski. Mając jednak dobrego znajomego, który pomoże przebrnąć nam przez proces rejestracji, docieramy do kolejnego problemu - płatności. Tak, tak, pierwszy miesiąc korzystania z serwisu jest darmowy, bo taki ukłon w stronę nowych abonentów wykonał Netflix, jednak kolejny jest już płatny - 7,99 euro za pakiet podstawowy. Pomijając fakt, że w USA stawka ta wynosi 7,99 dolarów, czyli w przeliczeniu na pln jest tańsza, to w Polsce nie zapłacimy za nią w złotówkach, bo ta opcja jest jeszcze niemożliwa, a w euro...
Pozostałe pakiety kosztują 9,99 euro (standard, umożliwiający oglądanie filmów na dwóch ekranach jednocześnie) i 11,99 euro (premium, z filmami na czterech ekranach w wersji HD). Posiadacze konta i opłaconego abonamentu spotkają się z kolejnymi dwoma mankamentami. Mianowicie chodzi o krótką listę filmów i seriali opatrzonych polskimi napisami oraz brak niektórych pozycji Netflixu m.in. sztandarowego serialu tej firmy - "House of Cards", do którego licencję Netflix odsprzedał na pewien okres jednej z polskich stacji telewizyjnych. Na osłodę polscy abonenci będą mieli dostęp do seriali, które nie są widoczne na playlistach w USA. Chodzi tutaj o seriale „Suits”, „Elementary” i „Better Call Saul”.
Miejmy nadzieję, że te mankamenty to po prostu choroba wieku dziecięcego i Netflix ruszy niebawem pełną parą i na dobre zagości w polskich domach.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez